Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MARYA (ze łzami).

Henryku! Henryku!
Już przeczuwam to szczęście, widzę ie, znachodzę;
Lecz któż mi poda ramię, by utwierdzić w drodze?
Ty mi sam pokaż życie czynem i ofiarą.
Wiesz co, luby! odnówmy naszą chatkę starą,
Nasze stare marzenia! — Bóg wie, co się stanie?
Czy mi uda się zmówić pacierz w Watykanie?
Czy pokocham naturę z genewskich wybrzeży?
Czy na kraterach Etny serce mi uderzy?
A tutaj... pod drewnianym krzyżykiem u drogi,
Przypomnę stary pacierz, poznam lud ubogi,
Jego serce cieplejsze od wulkanów Etny,
A z okien twojej chatki taki widok świetny

Nauczy, jak się Litwę i naturę kocha...
(Klęka).
Przebaczenia, Henryku! ja byłam tak płocha!

Jam niewarta twej chatki!

HENRYK (podnosząc ją z zapałem).

Maryo! taka chwila
Całą boleść łagodzi, mój żal obezsila,
Podaj mi rękę! chodźmy przez ciernie i kwiaty.
Błogosławiona chatka!...

MARYA (podając mu rękę).

O jakżem szczęśliwa!

MATEUSZ (wchodząc przerażony).

O święty Mateuszu! ot i recydywa!



CIŻ, MATEUSZ i MARSZAŁEK (wchodzi, ziewając).


MARSZAŁEK (do Mateusza).

A cóż, dobry staruszku, czy powóz podali?

MARYA.

Powóz? Kochany ojcze! nie jedźmy już dalej!
Poco nam za granicę? i koszt i fatyga!