Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam krwawych łupów czyni podziały,
Z krwi myje ręce, umacnia siły,
Tam wszystkie hordy zebrać się miały,
Co w dziesięć szlaków Litwę niszczyły.

XVI.

Nad grzązkim stawem, dwoma obozy,
Synowie hana, dwóch mężnych braci,
Kując łańcuchy, wijąc powrozy.
Czekają Litwy w groźnej postaci;
Ostrzą na głazach krzywe szabliska,
Sprawiają w łukach cięciwy, groty,
Czynią przechwałki i pośmiewiska,
I rozbijają białe namioty.
Białe namioty w polu rozbili,
Konie puścili na grzązką paszę,
Gdy niespodzianie, o rannej chwili,
Nadbiegło chrobre rycerstwo nasze.
Najprzód Glińskiego rajtarya wpada,
Zabiera szatry w polu rzucone,
I, co się pasły, ich koni stada
Zgania tabunem na polską stronę.
Tatarzy szkodę odbijać lecą,
Wśrd rozpaczliwych krzyków i wrzawy,
I hufiec pieszy, i konnych nieco,
Przez wrzącą rzeczkę bronią przeprawy.
Gdzie był bród płytki w miejscu piasczystem,
Napięli łuki, puścili strzały;
Żelazne groty ze szczękiem, świstem,
W litewskie hufce, jak grad, leciały.
Tak, gdy niebaczny bartnik podrażni
Na rój lecące gromady pszczole,
Z brzękotem groźby i nieprzyjaźni
Tysiące żądał twarz jego kole.
Celnie strzelają z łuków Tatarzy!
Strzał wyleciały mnogie tysiące,
Że za ich cieniem, jak mówią starzy,