Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rok... drugi... trzeci... czwarty...
Jam spoważniała nieco.
A młodzież?... gdzież ci młodzi?
Pierzchnął mój lud poddańczy!
Jeden dziś z kijkiem chodzi,
Drugi swe wnuki niańczy.
Zepsucie dziś na ziemi!
Dzisiejszy rój młodzieży
Za szesnastoletniemi,
Za wietrznicami bieży!
Pan Bóg wie czem zajęci,
Śmiechem pogardy płacą
Najlepsze nasze chęci:
Za cóż to? pytam, za co?
Bo młodość wkrótce minie,
Bo mi siwieje głowa...
Prawdaż, panie Marcinie?
— Tak... tak, pani Janowa!

∗             ∗

— Kłamstwo!... jesteś sam stary!
Przyjdą czasy odmienne!
Ja dam na Mszę do fary,
Pościć będę Nowennę,
I ołtarzyk ponoszę;
Ujrzysz waćpan dobrodziej,
Że wyposzczę, wyproszę
Więcej statku dla młodzi.
Mimo wszystkie zalety,
Nikt nie spojrzy na młodą,
A stateczne kobiety
Rej na świecie powiodą.
Chociaż się lata roni,
Choć mija wiek człowieczy;
Ale święty Antoni
Patron zgubionych rzeczy:
On mi młodość odszuka,