Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy wasz marszałek stawił komu czoło,
Słał do powiatów swe uniwersały?
Te wszystkie stare statutu koleje
Lekceważono na drezdeńskim dworze;
Lecz kraj świętemi formami istnieje,
Których bezkarnie pogwałcać nie może.
Czyż kiedy łamią przysięgę swawolni,
To już ich przykład prawo nam stanowi,
— A jeśli Papież od przysięgi zwolni,
Czy przysiężecie wiarę Augustowi?
— Nie, generale — rzekł więzień uprzejmie. —
Rzym niczyjego sumienia nie zmusza!
Będąc na przeszłym elekcyjnym sejmie,
Dobrzem wybadał zdanie Nuncjusza.
Próżno na wasze namowy liczycie,
Próżne zabiegi, próżne wasze prace:
Straciłem wolność, utracę i życie,
Ale sumienia i czci nie utracę.
Obrałem jedną przekonania drogę,
Elektorowi poprzysiądz nie mogę.

X.

Odszedł komendant. I znowu staroście
Długie tygodnie męczeństwa nastały.
Czyli noc czarna, czy dzień nadszedł biały,
On zawsze jeden — a tylko dwie goście
Przyszły do niego, dwie żmije morderce:
Jedna mózg kąsa, druga szarpie serce.
— Tam za górami, och! tam za rzekami,
Twój kraj sinieje, twój domek bieleje,
Tam wszyscy twoi pozostali sami,
Pierzchły z ich serca najdroższe nadzieje,
Ten, który tutaj nad tobą się znęca,
Pewno i dom twój bezbronny uciska;
I żałość wdowia, i boleść dziecięca
Pewnie mu służy do urągowiska...
Wczoraj mówiono, że jest list od żony,