Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednych Saksonów do grodu odstawia,
A drugich płazem albo ostrzem karci.
To gościł w wioskach, to się skrywał w lasy,
Jak za warowną bezpieczeństwa ścianę;
A jego imię często w tamte czasy
Po wioskach polskich było wspominane.



CZĘŚĆ CZWARTA.

WIĘZIENIE W SONNENBURGU.

I.

Piękne są Elby germańskiej wybrzeża:
Na łąkach trawka kołysze się świeża,
Piękne pagórki uweselą oko,
Zielony gaik odbija się w wodzie,
Pod pięknem niebem, wysoko, wysoko,
Szczęśliwy ptaszek śpiewa na swobodzie,
Szczęśliwa rybka pod wodą swawoli,
Wszystko rozkoszą oddycha w naturze....
Tylko na pięknej Sonnenburga górze
Człowiek zbudował straszny dom niewoli.
Wokoło groźną, niedostępną ścianą
I słońcu nawet wchód zamurowano.
Od baszt i strzelnic wieje zimna trwoga,
Z okien sklepionych patrzy noc złowroga;
A głos żołdaka i szczekot pałasza
Puszczyki nawet od murów odstrasza.
Żelazne kraty świadczą w każdem piętrze,
Że uciec niema żadnego sposobu;
A jakież straszne musi być we wnętrze
Tego dla żywych ceglanego grobu!

II.

Noc... głucha cisza... W izdebce więziennej
Pali się lampka blaszana ukryta;
Za drzwiami szyldwach na tafli kamiennej