Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo smukłą kibic przy bogatem wianie;
I kochał Polskę, nie myśląc głęboko,
Na czem zależy synowskie kochanie.
On po żołniersku widział swoją wiarę,
On swoją miłość chciałby wieńczyć w kwiaty;
I jedną tylko rozumiał ofiarę:
Walczyć za honor kraju lub Beaty.
Dziewice dawne inaczej kochały
Bitnych rycerzów Orła i Pogoni:
Snadź nie dla tego, że chrobry i śmiały,
Ale że ziemi macierzystej broni.
Męskiemu sercu ani się zamarzą
Takie subtelne różnice kochania:
On kiedy z wrogiem w twarz spotka się twarzą,
Kiedy na groty chrobrą pierś odsłania,
Gdy jak mur stoi, gdy celnie wystrzela
Krwią zleje ziemię, jako jej obrońca,
Już mu się zdaje, że spełnił do końca
Powinność syna i obywatela.
Och takich czynów za mało, za mało!
Męstwo za słabe, a miłość za blada:
Żołdak — potrafi zahartować ciało,
Bohater tylko — hart duchowi nada.

VIII.

Hrehory, śmiały w wojowniczym względzie,
Nie mógł się chlubie śmiałym hartem duszy.
Wtedy był piękny, gdy konia dosiędzie,
Kiedy na harce z Tatarem wyruszy
Lecz doma — byle okoliczność błaha
Prędko się zlęknie, prędko się zawaha.
Jako wyjechał przed dziesięciu lat,
Jak mu na świecie widok się odsłania,
Nigdy nie zwiedził rodzicielskiej chaty,
Nigdy do ojca nie posłał pisania.
Wstydził się nędznie śmiechów i obmowy
swojej czeladzi i rówiesnej młodzi,