Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bamię w ramię — broń dobyta,
Po pancerzach pałasz zgrzyta;
Już się ściele trupem niwa,
Bardysz piersi rozkoływa,
Setnym jękiem ryczą usta,
Krew jak deszczem ziemię chlusta,
Trąba zgrzyta, działo grzmocę,
Mars zdobywa swe owoce.
Znów się hufce rozdzieliły,
Znów się zbiegły z całej siły,
I odżyła walka krwawa,
Dym się kłębi i kurzawa,
A z kurzawy bojowiska
Tysiąc stalnych żądeł błyska,
Tysiąc wrzasków kipi gwarnie,
Że i ucho nie ogarnie.
Lecz gwar ciszej, ciszej gada,
I powoli kurz osiada,
Dym ku Niebu pobiegł śmiało,
Bojowisko rozwidniało.
Zwyciężeni trupem leżą
Lub w niewolę wzięci świeżo,
A zwycięzca, rad ze żniwa,
Imię wodza wykrzykiwa.
Na rumaku, jak śnieg białym,
Z okiem jasnem i wspaniałem, _
Z głową w wieńcach, w złote] zbroi,
Tryumfator szyki stroi,
I przemawia do swej rzeszy,
I w rodzinne miasto spieszy,
By wawrzyny, co wziął w polu,
Nieść na ołtarz Kapitolu.
............

∗             ∗

Zygmunt skinął, uciszył Klabona:
Dosyć — rzecze — dziękuję za pieśnie!