Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/586

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystkie koronne i litewskie kraje
Serdecznie stawi przed Majestat Boży.
Płyną godziny, a Skarga nie baczy,
W modłach zapomniał swej ziemskiej istoty.
Już się przez klonu gałęziste sploty
Słoneczna siatka na trawie majaczy;
Już do obory, chroniąc się gorąca,
Z rosistej paszy powracają trzody;
Już i Szeliga, strzelec siwobrody,
W leśnym przesmyku ubiwszy zająca,
Wsparty na strzelbę u płotu z daleka,
Na koniec modłów niecierpliwie czeka.

XVII

Skończone modły. Ksiądz Skarga wychodzi,
Pozdrowił starca przed chatniemi drzwiami.
Szeliga, widząc, że jego dobrodziej
Już niezajęty modłą ni myślami,
Przystąpił k'niemu, ścisnął za kolana,
Sędziwą głowę nachylił ku ziemi,
I namaszczoną prawicę kapłana
Ze czcią całował usty życzliwemi.
Cały pokraśniał, jakby się zdawało,
Że jakiej prośby hamuje porywy;
Nareszcie oczy podniósłszy nieśmiało,
Rzecze do niego:
— Ojcze miłościwy!
Wiem, komum winien dziękować po Bogu
Za dobry byt mój, za dzisiejsze życie:
Wyście biedaka dźwignęli z barłogu,
Dzisiaj mię w dobrym dostatku baczycie.
Król miłościwy z waszej snadź namowy,
Dośmiertnej płacy przysłał mi nadanie:
Więc odkupiłem dworek pradziadowy,
Mam chleb i zdrowie, las i polowanie;
Mam przywrócone szlacheckie nazwisko,
Dobrych sąsiadów i kościół tak blizko!