Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/579

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dajcie mi, księże, lekarstwo na ranę!
Zedrzyjcie ze mnie złocistą sukmanę!
Gdy znosić nędzę — niech tam znoszę nędzę!
Niechaj odżyję przed zawarciem powiek!
Z pługiem rolniczym i w szarej siermiędze,
Karczując grunta, przypomnę, żem człowiek!

XI.

Takiemi słowy dzieje swojej zguby
Gwarzy Szeliga, jadąc z Częstochowy,
Kędy składano uroczyste śluby
Za powrót króla szczęśliwy i zdrowy.
Bo powróciwszy ze szwedzkiej stolicy,
Przetrwawszy morskie i wojenno burze,
Zygmunt uczynił ślub Bogarodzicy
Uczcić jej święty tron na Jasnej Górze.
Skarga, towarzysz nierozdzielny króla,
Jeździł go przywieść przed Pańskie ołtarze,
I rzewną mową słuchaczów rozczula,
Oddając wota, jak ślub święty każe.
Wzruszon woźnicy powieścią rzewliwą,
W głębi swej duszy rozmyślał człek Boży:
Trzeba z pomocą pokwapić się żywo;
Ale podarek starca upokorzy.
Tu niestosownie jałmużna się poda,
Kędy za pracę należy nagroda.
W Polsce są grosze na takie potrzeby,
Dla sił steranych jest opieka prawa;
A po starostwach zasłużone chleby
Król szczodrobliwie swej szlachcie rozdawa.
Wprawdzie, na przekór zasłużeńszej braci,
Biorą starostwa młodzieńcy — magnaci,
Ale z nich słusznie należy coś starszym:
Szeliga walczył w swoje młode lata,
Potem wiek terał przy dworze monarszym,
Niechże spokojnie życia dokołata.
Przecież starostwa niemożna dlań prosić...