Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy Msza się czyta,
Czarny cień jakiś przesnuł się pomału:
Siwy jak gołąb stary Jezuita,
Piotr Skarga, zasiadł do konfesyonału.
A kiedy kapłan kreśli znamię krzyża
I Ewangelii odczyta ostatek,
Król lub królowa powoli się zbliża,
A Skarga ucho nachyla do kratek.
Króla z kapłanem spowiedź w cztery oczy
Długa i rzewna — widać, jak łzy leje!...
Och! tę rozmowę, którą z Bogiem toczy,
Gdyby raz jeden podsłuchały dzieje,
Może ich karty brzmiałyby inaczej;
Lecz insze ludzkie, — insze sądy Boże!
Kapłan dla skruchy grzesznemu przebaczy,
Ale historya przebaczyć nie może.
Znowu Msza święta. Wyspowiadan szczerze,
Zygmunt Sakrament Przenajświętszy bierze
Z rąk księdza Skargi — a tak pokrzepiony:
Na całodzienne dźwiganie korony,
Do panów radnych przybliża się śmielej,
Na swe dworzany pogląda weselej.
Opuszcza kościół, i święconą wodą:
Krzyż na swem czole i na piersiach kładzie;
I znów krużgankiem panowie go wiodą,
Gdzie ma przodkować państwa wielkoradzie,
Przyjmować posły ościennych mocarzy,
Lub słuchać sejmu, który szumnie gwarzy.
Tak było codzień — a w każdą Niedzielę
Król we świątyni bawił za południe.
Tam się lud mnogi na kolana ściele, —
A Ojciec Skarga odzywa się cudnie:
O świętej Wierze, o bratniej miłości,
Słowami prawdy i kamień przebodzie,
Panów prowadzi ku braterskiej zgodzie,
Sędziów ku pracy i sprawiedliwości,
W żołnierstwie ducha pobożnego szczepi,