Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/556

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy insi niosą na szwank swoje zdrowie,
Ukryj się w rowie;
A gdy wygrana, gdy twierdza zdobyta,
Kiedy żołnierstwo do łupów się chwyta,
Wymknij się na przód, a łupu dopadłszy,
Bierz co bogatszy.
A takim kształtem kierując swe życie,
Mieszek i chwała urosną sowicie,
Zwłaszcza gdy rycerz, wróciwszy z oddali,
Huczno się chwali.
Tak doświadczeniem własnem nauczony,
Sprawiał Belina rzemiosło Bellony,
Z chrobremi męże wielkich czynów chwała
I nań spływała.
A choć na wojnie krył się za rycerzy,
Chociaż się strachał, gdy trąbą uderzy,
Lecz, krzepiąc serce, a mówiąc pacierze,
Wawrzyny bierze.

II.

Pewnego razu, z hufcy polskiemi
Bojował Roman, kniaź Halickiej ziemi,
Kędyś nad Sanem w granicach sąsiada
Nocleg przypada.
Zwolniono konie, puszczono na paszę,
Odjęto hełmy, odpięto pałasze,
I wedle ognisk drużyna szczęśliwa
Wczasu zażywa.
A jak rycerski obyczaj mieć każe,
Dokoła gęste postawione straże,
A dalej czaty w krąg obozowiska
Stanęły z blizka.
Więc na pagórku, gdy się noc poczyna,
Przodową czatę sprawował Belina;
Takie hetmańskie było rozkazanie
(Odpuść mu Panie!).