Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.

Kiedy Litwę ogarnął jej zapał szaleńczy,
Egli zapomniano, że w więzieniu jęczy, —
Ransdorf z ogniem i mieczem, jakby zbójca dziki,
Obiega całą twierdzę z wiernemi łuczniki,
Po znajomych komnatach snuje się dokoła,
I w ręce na nią klaszcze, po imieniu woła.
A chociaż płomień huczy, a bój zdala wrzeszczy,
Choć się z echem rozlega płacz matek złowieszczy,
Chociaż echo szaleje wpośród komnat próżni, —
On pewien, że ją znajdzie, że jej głos odróżni.
Wpadł szaleniec do lochów w ofiarnej podziemi,
To deptał bogi Litwy, to klękał przed niemi;
Wreszcie w lochach podziemnych, których nie pamięta,
Znalazł ciemne więzienie, gdzie Egle zamknięta.

XI.

Ona z piętnem boleści na wybladłej twarzy,
Siedziała w głębi lochu... coś głęboko marzy.
Promień słońca ukradkiem jej oblicze złoci:
Zbledniał krasny rumieniec wśród murów wilgoci,
Schmumiało piękne czoło, poAvisła jej głowa,
A na jej ustach bladość spoczęła grobowa;
Rzekłbyś, że skamieniała, jak martwa opoka.
Gdyby nie iskra życia, co strzela z jej oka.
Gdy Ransdorf ostateczne wysilenia czyni,
Kiedy pękły żelazne wrzeciądze jaskini,
Cofnęła się trwożliwie, krzyknęła boleśnie;
Patrzy nań nieprzytomna, jak na widmo we śnie.
Ransdorf , krwią obryzgany, przed dziewicą klęka:
Córko Litwy! błysnęła ostatnia jutrzenka
Nad gniazdem twego rodu — cała twierdza gore!
Przybiegam cię ocalić, och! przybiegam w porę:
Płomień ostatnie balki na dachu przepala,
A Krzyżacy do twierdzy cisną się jak fala,
A Litwini pod zamkiem rozpaczliwą zgrają
Sami się na ofiarę bogom zabijają,