Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie darmo jego barki purpura osłania;
Nie darmo jego czoło gwoli królowania
Namaścił Arcybiskup oliwą chryzmatu
I przypasał do boku miecz wiadomy światu;
Miecz Chrobrych, Krzywoustych, nie darmo zadzwoni,
Świeżo jeszcze w Łokietka zahartowan dłoni.
Krzyżacy! ostrze jego, oświetlone chwałą,
Od płowieckiej potrzeby jeszcze nie stępiało!
Ale pan mój, szanując powołanie wasze,
Nie pierwej wdzieje pancerz i miecz swój przypasze,
Chyba że wasza pycha otwarta widocznie
Wyroki Apostolskie lekceważyć pocznie.
Oto świeżo obleczon w poselstwa zaszczyty
Jan ze Słupca, krakowski Biskup znakomity.
Jeździł w imieniu króla w Apostolskie progi,
I przekładał uciski, morderstwa, pożogi,
Wszystko, czcmeście Polskę krzywwdzili zdradziecko,
Odkrył Głowie Kościoła, jako ojcu dziecko.
A ojciec chrześcijaństwa usłuchał wołania,
I ku naszym uciskom swoje ucho skłania,
I odprawę posłowi miłościwą daje,
I szle swoich legatów na północne kraje.
Posłanniki Papieża, jak sędziowie czuli,
Piotr, Prałat aniceński, i Gerard z Tituli,
Umocnieni powagą i zupełną władzą,
Żałoby wysłuchają i wyrok wydadzą,
Dopomną się krzywd Polski na waszym zakonie
I powrócą zabory uciśnionej stronie.
Już tedy ci legaci do Polski przybyli,
I z ramienia Papieża wydają w tej chwili
Rozkaz, byście stanęli dla słuchania sprawy,
Do stolicy Mazowsza, do miasta Warszawy,
Gdzie na dniu pienyszym sierpnia zasiędą w urzędzie
I sąd nuncyatury przywołany będzie.
A Kazimierz, król polski, z uprzejmemi słowy
Przysyła wam zapozew na termin sądowy,
Abyś sam, wielki mistrzu, lub przez towarzysze,