Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VII.
Powiedziałeś mi wtedy — pomnę każde słowo:

Nie dosyć gorzkim żalem, pokutą surową
Błagać o przebaczenie miłosierne Nieba;
Za ten grzech najprzód ludzkość przebłagać potrzeba.
Nic tu pokutna włosień, nic szaty pielgrzymie,
Nie w Siedmiogórnym Rzymie, nie w Jerozolimie,
Zadosyćuczynienia chce kościelna władza;
Tam tylko, gdzie zgrzeszyłeś, niech się grzech zagładza.
Nie powiem: Odejdź w Panu! zgładzona twa wina,
Dopóki stary ojciec mordercę przeklina.
Patrzaj — tam jęczy starzec na wiejskim zagonie.
Pot ze krwią pomieszany oblewa mu skronie;
Już go tam wyręczała synowska posługa,
Zniedołężniały starzec odwyknął od pługa;
Dzisiaj daremnie liczy na siłę zdradliwą,
Woły go nie słuchają i pług idzie krzywo;
Pada dziad siwobrody w trudach i boleści,
Już go syn nie zastąpi, ni wnuk nie popieści.
Tyś, niebaczny morderco, za jednym wystrzałem
Zamordował rodzinę i z jej szczęściem całem,
Ojcaś przywiódł do nędzy, matkę do rozpaczy,
I mniemasz, że ci Pan Bóg tak łacno przebaczy?
O! choćbyś progi świątyń porozbijał głową,
Choćbyś jadł tylko piasek i trawę surową,
Choćbyś poszedł do Rzymu i boso i pieszo,
Nie rozgrzeszę cię pierwej aż oni rozgrzeszą.
Zrzuć ten pancerny ubiór, co na tobie błyska,
Zapomnij szlacheckiego herbu i nazwiska,
Wdziej włosianą siermięgę, jaką noszą chłopi,
Przepasaj twoje biodra powrozem z konopi,
A pójdź do twojej wioski, dziedzicu bogaty,
Na służbę wyrobniczą do sierocej chaty.
Tam straconego syna zastępując szczerze,
Poświęć całą usilność sosze i siekierze;
A gdy po długich leciech, po mozolnej pracy,
Przyznają cię za syna zgrzybiali wieśniacy,