Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wykonał kapłańskie niezmazalne śluby,
I zajął wsi kościelne, co pełen rachuby
Ojciec dla mnie wyjednał. Tak się los mój kończy:
Z tytułem Kanonika, lecz w świeckiej opończy,
Mędrszy kilku myślami, starszy kilku laty,
Powitałem na Rusi ojczyste Penaty,
A gdy w myślach rozważam mą przyszłość niepewną,
Mój ojciec się oburzył i tak mówił gniewno:

VI.
Hej! przyniosłeś od Włochów snadź rozumu siła!

Lecz pomnij, że twa mądrość nasz dom przygubiła;
Cośmy mieli w klejnotach, w sprzętach, w gotowiźnie.
Przejadłeś na łacinie i mądrej greczyźnie;
Nie na tom cię we Włoszech obsypywał złotem,
By twa mądrość na Rusi zakwitła blekotem,
Ażebyś owinięty w twojej chwały tęczę
Strzelał w głowy prostaczków sofizmy szaleńcze;
Lecz raczej, abyś kształtem palmy lub jabłoni,
Co owocem nakarmi a liśćmi przysłoni,
Wsparł zubożałych braci i dom co upada;
To obowiązek części. A biada ci, biada!
Jeżeli cześć domową podasz ku zatracie!
Ja o wioski kościelne starałem się dla cię,
Ty musisz być kapłanem i wzmocnić twe prawa;
Już mi i tak ksiądz Tarło spokoju nie dawa
I obsyła pozwami, żem przed kilku laty
Zagarnął na twe imię kościelne intraty.
Mądry ksiądz! lecz i moja wedle kształtu głowa!
Jutro, chłopcze, bądź gotów: na wóz i do Lwowa!
Tam zacny Arcybiskup wesprze nasze chęci,
I chryzmatem kapłańskim twe czoło poświęci,
A wtedy, księże Tarło, choćby walczyć z piekłem
Probostwo żórawnickie...
Mój ojcze! — wyrzekłem:
Lecz mi się w biednej głowie co innego marzy;
Ze drżeniem przystępuję do Pańskich ołtarzy,