Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zamiast słuchać gawędy o mej wielkiej sławie,
Pozwól niech ci mojego bratanka przedstawię:
Jest to Prokop Zaręba, pieszczota Bellony.
Czołem biję — rzekł Prokop — gwiazdo polskiej strony,
Sławny panie z Nagłowic!
Czołem! — Rej powtórzy. —
Ot księże Stanisławie, błogosławmy burzy:
Tu poczciwego człeka znaleźliśmy chatę
I naszych spółherbowców i powinowate.
Warto uczcić tę chwilę, bo snadź to nie żarty,
Trzej Okszyce z Okszyców a Zaręba czwarty.
Złączmy się — aż się sypną i trzaski i wióry,
Gdy stukną Okszycowie w herbownc topory,
Kiedy rąbnie Zaręba — wspomnisz moje słowa,
Że ksiądz Biskup Dziaduski gdzieś w kątek się schowa.

VIII.
Starzec wiązkę murogu rozpostarł na ziemi,

I pokrył ją na pościel szuby kudłatemi,
I przyniósł stągiew miodu, co krew rozegrzewa,
Na ogień rzucił wiązkę szczepanego drzewa,
I uśmiech uprzejmości rozpromienił miło
Oblicze gospodarskie i chatę pochyłą.
Jak tu nie brzęknąć w czarkę, kiedy dusza rada?
Jak nie ścisnąć prawicy serdecznego dziada?
Choć Boksza Radoszowski był leśniczym prosto,
A Rej z Nagłowic panem lubelskim starostą,
Przecież obadwaj szlachta, rodem spokrewniona,
Obudwom siwe brody spadały do łona,
I obie stare piersi jeden ogień wzdyma,
W obu piersiach i Pan Bóg i ziemia rodzima
Odbierają cześć świętą, jak gdyby w kościele;
Obaj starcy bywalcy, przeżyli lat wiele,
I znali każdy kątek rodowitej ziemi,
Chleb i sól pożywali z ludźmi niejednemi,
Obaj dzielni mistrzowie łowieckiej zabawy,
Chętni na stary miodek i rozhowor żwawy,