Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzekłbyś: sarna swawoli lub tańcuje dziewa.
A na piersiach rumaka, jak na piersiach pana,
Błyszczy stalowa blacha srebrem dźwirowana,
A na czole nagłównik, na nim herb się mieści,
U trendzli wiązka wstążek jedwabiem szeleści.
O młodzieńcze! to oko, ten wąs, ta czamara
Niebezpieczne dla dziewcząt, groźne dla Tatara.
Na twym dzielnym rumaku i w stroju ze złota
Harcuj wesół po drodze twojego żywota;
Bo jako wróżę, patrząc na twą głowę wzniosłą,
Książka, pióro, różaniec — nie twoje rzemiosło.
Tyś zrodzony dla życia wdzięcznych krotochwili,
Żadna myśl, żadna troska twych bark nie uchyli;
Nawet miłość, ów robak co ssie pierś młodzieńczą,
Nie wpije się w twe serce — bo k'tobie się wdzięczą
Wszystkie oczy niewieście — ho! ho! i w tym dworze,
Dokąd spieszysz tak pilno — czekają cię może.
Przy krośnie siedzi w oknie jakaś dziewa słodka,
I pyta się u sroczki, pyta się u kotka,
Czy przyjedzie gość luby? Jakiś stukot w lesie —
Uradowanej dziewce śmiać się, płakać chce się,
Słucha, tamując oddech, porzuciwszy pracę,
Czy to tętni twój rumak — czy serce kołace?
Bo u niej serce żwawo i niesforno bucha.
Harcerz pokręcił wąsa, poprawił łańcucha,
Spojrzał w dalekie okna znajomego domu,
Uśmiechnął się junacko, westchnął pokryjomu
I spiął konia ostrogą.

V.
Każdy przyznać musi,

Piękne są dworki w Polsce, w Litwie i na Rusi;
Bo piękne nasze wzgórki, strumienie i łany,
Jest kamieni i gliny na zamek ceglany,
Pięknych dębów i sosen obfitość tak mnoga,
Że z nich nie wstyd wznieść nawet świątynię dla Boga