Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Staroświerkiego szczęścia nieznaczno ni śladu.
Oj panisko! złe lata!...

PODRÓŻNY.
Daj pokój, mój dziadu!

Wy będziecie na świecie potrzebni na nowo,
Nie na sejmik z pałaszem, lecz z piórem, lecz z głową.
Świat — to szerokie pole; pełno na nim chleba;
Tylko uczyć się trzeba i pracować trzeba,
Wydobywać hart duszy, co śpi w poniewierce,
A herbem szlachetności wypiętnować serce...
Bywało, nasza szlachta, czy w wojennej chwili,
Czy rozprawia na sejmie, czy puhar wychyli, —
Znał ją świat i podziwiał potęgę olbrzyma.
Dzisiaj, gdy wojen, sejmów i puharów niema,
Niech nasz umysł u świata na podziw zasłuży.
Bądź zdrów, panie Podkowa!

ŻEBRAK.
Szczęśliwej podróży!

1 grudnia 1850.



ŻEBRAK-FUNDATOR.

GAWĘDA KLASZTORNA.



I.
Z torbą na plecach, w wypłowiałej kurcie,

Dziad siwobrody, schylony przez lata,
Stanął pokornie przy klasztornej furcie
I drżącą ręką we dzwonek kołata.
Stary kapelusz cienił starą głowę,
Na czarnym sznurku wisiały u szyi
Krzyż Chrystusowy i medal Maryi,
A u popręgi paciorki bukowe.
Żebrak czy pielgrzym? — a któż jego zbada?
I któżby zresztą troszczył się o dziada?