Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szyki jego i wyrażone w nich myśli. Jest w nich tylko żal i współczucie dla ludzi, którzy nie posiadają, co on uważał za konieczny, niezbędny warunek już nie szczęśliwego, ale choćby tylko znośnego życia.
Przy mozolnej pracy upływało więc naszemu poecie życie w Załuczu. Z ubogiego dworku swego wypuszczał jakoby ptaki, utwory swoje w świat daleki, a one wszędzie jednały mu przyjaciół i wielbicieli. Cała Litwa czytywała z zapałem jego poezye, po czasopismach oceniano je bardzo życzliwie i zachęcano ich twórcę do dalszej pracy nad sobą, wróżąc mu wielką przyszłość. To też nic dziwnego, że Syrokomli kochającemu ludzi całem swem poczciwem sercem, zaczęło nie wystarczać szczupłe grono wiejskich przyjaciół, lecz rwał się pomiędzy szersze warstwy ludzi, w świat inny, gdzie mu się uśmiechało życie z tymi, którzy z daleka tak serdecznie wyciągali ku niemu przyjazne dłonie. Niedoświadczony, naiwny poeta nie wiedział i nie przeczuwał, że jak wszystko na świecie, tak i ludzie z swą życzliwością inaczej wyglądają z daleka, a gdy się wszystkiemu przypatrzymy dokładniej, giną ponętne barwy, a pozostałość okazuje się w świetle zupełnie odmiennem.
Zaczęły się tedy marzenia o przesiedleniu do miasta, podniecane jeszcze kłopotami codziennego życia. Wydatki zwiększały się ciągle wskutek choroby matki i innych członków rodziny, dochody z roli były bardzo szczupłe, więc trzeba było pracować piórem nie dla przyjemności, idąc za wewnętrznym pociągiem i natchnieniem, ale licząc się z tem, za co księgarze więcej płacili. Wśród takich