Strona:Poezye Katulla.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie i bogów rodzic przybywa sam z nieba
Z małżonką i dziatkami, bez jednego Feba
I bez siostry, co Idę opieką zaszczyca;
Bo Pelejem wzgardziła cna Feba siostrzyca[1],
Odtrąciła weselne Tetydy pochodnie.

Ilustracja — Parki zajęte przędzeniem w trakcie uczty.

Gdy już wszyscy bogowie spoczęli wygodnie
I pod ucztą się stoły ugięły wspaniałe,
Niemylne Parki, stare, trzęsące się całe,
Głośno nucić poczęły swe wyroczne pienie.
Słabe ich członki śnieżne okrywa odzienie,
Na niem rąbek potrójny lśni się purpurowy,
Zaś różowe przepaski siwe zdobią głowy.
Ręce wieczną robotę robią, jak należy,

  1. Feba siostrzyca — Dyana (Artemis); jako łowczyni »zaszczyca opieką« góry Ida w Małej Azyi.