Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chałupie rozmachane
Latają jak w piekle mary;
Chaje, Lejdy rozmamane,
To pieszczotą, to przez swary,
Łagodzą gniéwy bachurów,
Pod ławkami wojna szczurów;
Ojciec kaszlów i katarów
Wiatr w dziurawe świszcze ściany;
Po kątach, zamiast zegarów,
Tną kuranta tarakany.




PORANEK W OBOZIE.


Bladawém lekki namiót przeniknion świtaniem
Nie z obłoku-li wzdętém czarów jest mieszkaniem?
Nawpół z marzeń otarte oko nie dowiérza.