Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdali się trzymać ją w literach znamion,
I magnetycznie giąć temi członkami,
Kutemi w miedzi błyszczącej obręcze;
Zbierać je w chmury, w grzmot — rozwijać w tęczę. —

Drammy aż naszej osoby to czuły:
Zofia nieznośną była dla służebnej —
Struny się liry nietykanej psuły,
Mag z lekarstwami swemi tak potrzebny
Jak niewidzialny, dla ciężkiej słabości;
Barchob, zmieniony jak nie swa osoba —
Odprawujący niemo natłok gości:
Mistrz Arthemidor, wzywany co doba
Do Cesarskiego gmachu lub ogrodu —
Pomponius nawet, odwłoką zachodu
Około uczty w Willa Pomponiana
Zmieniony nieco —

Więc — Elektra-diva
Sama — wśród tylu ruin niezachwiana
Tylekroć więcej świetna — i szczęśliwa!

Nikt wszakże jasno nie widział przyczyny
Tak niefortunnej odmiany powietrza —
Mag tylko mówił — słychać — «są, godziny
Różne — ta cięższa godzina, ta letsza;
Ta ma rozedrzeć, ta znów złączyć może.»
To mówił starzec, skarżąc się na łoże — —


XXII.

Syn Aleksandra stał przed Zofii łożem,
Grecki mającem kształt — perskie kolory,
I te jej słowa mówił:

«— Mag jest chory —
Któż może zdrów być? — sami często mnożym
Choroby, to jest chcę mówić — cierpienia.»