Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O! miasto wielkie — serc i kwiatów grobie? —
Gdzie oddychając, cudze chłoniesz tchnienia,
Kroku niemocnyś zrobić pierworodnie.
Myślisz żeś wesół — to nie twe wrażenia
Cnoty nie twoje i nie twoje zbrodnie:
Nie jesteś! — z bruku wołają kamienie
Przechodź! —

Dopiero — wśród tego miliona
Dopiero w takim obozie ludzkości,
Dopiero tutaj, jeżeli nie skona
Pieśń twa — nie skona z niedokończoności —
Jeźli anielstwo jej wyżywić zdołasz
Na każdą dobę, co jest przypadkowe,
Rzucając na bok; jeźli nie zawołasz:
«Ojcze! i niebo już nudzi mię płowe,
Jako wytartej szaty wielka poła —»
O! w tedy będę wierzył muzie twojej,
Że bezwidnego filarem kościoła
Na safirowym utwierdzeniu stoi! —

Błogosławione są i w myśli sferze
Złudzenia, którym niestety — nie wierzę —
Bałwany różnych szkół i różnej doby,
Nie istniejące — a możne! — i nie raz
Wiekiem rządzące jak wielkie osoby.
— Wyrazem jednym, jednym słowem: teraz
Jakoby berła żelaznego siłą
Bijące tłumy, aż się im pokłonią,
Aż się przed ciosem zastawią mogiłą
Aż się zastawią krzyżem — nigdy dłonią!

Błogosławione są te wszystkie mary,
Bo kto im szyję podesłał, szczęśliwy!
Miłości bole i cierpienia Wiary
Nieznane jemu — on zna tylko: wpływy —
Mody — mniemania — i czasów-ukazy:
Lecz ty szaleniec — on mędrcem sto razy!