Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

RAKUZ.
Słowem.
Cokolwiek streścisz aść przyjąć gotowem
(Przechadza się — i poglądając ku podworcowi zamku.)
Ludzie ci — owdzie — u zamkowej brony
Stojący kupą, jak cygańska rzesza —
Co są? —

SZOŁOM.
— Z dalekiej są, o Panie! strony,
Gdzie rola siejby nie zna, ni lemiesza
Bagna, zamierzchłe kępy ich mieszkaniem,
Zkąd się Kiempowie zwą — ci więc się bawią
Dziwów obławą — smoków polowaniem.
Jeźli zaś wierzyć kto chce gminnej wieści,
Mają i księcia w tej bosej gromadzie —
Bitni są — piją, co się tylko zmieści
I jak dębowe leżą potem kadzie —
Wszakże, za dobre wdzięczni — i łaskawi —
Historja zwie ich wszystkich: Skandynawi.
Wczoraj — od ludu słyszawszy o smoku,
Zboczyli nie co, dla bliższych języków;
A jeden z onych, mimo bestyi ryków
Mniema — że potwór jest w patrzących oku: —
Wycie zaś, larwy sprawują piekielne,
Rade, iż w kłamstwo to wierzą bezczelne!

RAKUZ.
Gadek tych ważyć nie jest ludzką rzeczą —
(Słychać szamotanie się i wycie.)
Kły, musząć być gdzieś jeżeli kaleczą
A skoro kły są — a jeźli w tej chwili
Słyszym, że draby w progach się bronili,
(Po chwili.)
Lecz — za dni mało, będę ja sam na sam
Walczył, i w obec narodu pohasam —
(Po chwili.)
Słuchaj! niech konia trzymają chędogo!
Słuchaj! — bo trzeci wschód nim się zapali,
Lud mój ze wszech stron wyruszyć ma drogą,
By widział smoczy łeb jako się zwali.