Strona:Poezye (Rydel).djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zesiniało i pobladło,
Zatoczyło się i spada,
Mknie w pomrokach, jak widziadło —
Zgasło! — Biada, biada, biada!
Obłąkana gdzieś w przestworze
Ziemia chwieje się podemną...
Och, runęła w bezdeń ciemną!
— Boże, gdzie Ty jesteś, Boże!?

Czy to sen jest, gdzieś w raju wyśniony?
Znów melodya ta słodko płynąca,
Znów te dźwięki czarowne i tony —
Nic harmonii nie miesza, nie zmąca.
Na mem czole czy dłoń Cherubina
Taka lekka, tak miękka i drżąca? —

Ach, to ty — to ty, moja jedyna!

Gdzież się podział świat okropnych mar?
Tak mi dobrze, woń twych czuję tchnień,
Źrenic twoich ogarnia mnie czar —
O, nie odchodź, zostań ze mną już
I pod skrzydeł weź mnie swoich cień,

Jako Anioł-Stróż!