Przejdź do zawartości

Strona:Poezye (Rydel).djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



II.


Poszedłem w świat ogromny, daleki, nieznany,
I wśród obcego tłumu sam wieczorem chodzę,
Gdy zachód, w purpurowej paląc się pożodze,
Ognie kładzie na wodach zielonej Sekwany.

Patrzę, jak dymów rude kłębią się tumany
Na tle złocistych blasków — i oczyma wodzę
Po szczytach wież, co w niebo lecące, po drodze
Skamieniały i w łunie kąpią się różanej.

I tak mi smutno w duszy! — Wiem, że za powrotem
Znów tam siędę przed dworem w zorzy świetle złotem
I księżyc nad topole wypłynie rogaty.

Żaby rechotać będą, pachnieć będzie siano
W noc letnią, cichą, słodką, gwiazdami usianą —
Lecz ja inny już będę, niż wtedy, przed laty...[1]




  1. Przypis własny Wikiźródeł W spisie treści niniejszy wiersz występuje pod tytułem „Wieczory“.