Strona:Poezye (Odyniec).djvu/626

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóż ztąd? wszystko nadaremnie.
Przez całe półtora roka,
Jakby od jakiego smoka,
Zawsze ucieka ode mnie.

Czy tak? rzekłem sam do siebie:
Patrzcie ją! wielka figura!
Znajdę sobie drugą, która
Będzie łaskawszą od ciebie! —

Toć i Zosia, wszyscy wiecie,
Nie zwodnica, ani płocha.
Ależ człowiek czuje przecie
Że dziewczynę, nie głaz kocha.

To téż nie długo posiedzi
Dziś niosę na zapowiedzi,
A za dwie, da Bóg, niedziele,
Proszę ciebie na wesele.

BARTOSZ.

Na wesele?. . . Cha cha, cha cha!
Tego tośmy nie wiedzieli! —
Nie żalże tobie Anieli,
Jak ona pójdzie za Stacha?

GRZELA.

Niech idzie! szczęśliwa droga!
Dalibóg nie będę szlochać.
Gdy która nazbyt już sroga.
Nie można długo jéj kochać.

1824.