Strona:Poezye (Odyniec).djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gość nie w porę, rzeczywiście
Gorzéj Tatara: — lecz juźcić
Niepodobieństwo nie wpuścić!
(Albowiem rzecz się, jak wiecie,
Dzieje w Litewskim powiecie,
A żaden bardziéj być ludzki
Nie może, jak Nowogródzki).

Gość więc wszedł. — Postać i mina
Nie ukazują Litwina.
Lecz kto? zagadka nie lada!
Bo chociaż po polsku gada,
Znać po nim że cudzoziemiec.
Lecz kto? Włoch, Francuz, czy Niemiec?
Z każdego zda się mieć trocha.
Oczy ogniste, jak Włocha;
Ruch, uśmiech, podróżna bluza.
Przypominają Francuza:
A ledwo usta otworzył,
Zda się że Niemiec Faust ożył,
Tak się z nich raptem polała
Mądrość — jak owa nawała
Z chmur po nad domem. —
On, burzę
Wziąwszy za assumpt: wnet z progu,
Jak zaczął, to o naturze,
To o człowieku i Bogu,
Prawić — a wszystko tak ślicznie,
Tak górno, filozoficznie,
Że czy to urok wymowy.
Czy figiel sztuki Faustowéj,