Strona:Poezye (Odyniec).djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   305   —

Z gorzkiém wzruszeniem rzekł słowa ostatnie,
I oczy jego zalały się łzami.
Skinął nam ręką pożegnanie bratnie,
I nic już więcéj nie rozmawiał z nami.

Odwrócił głowę, i zamknął powieki —
Lecz widać było z ust lekkiego ruchu,
Że myśl, ostatnią, nim zgasła na wieki, —
Wzniósł ku wieczności, i modlił, się w duchu.

Z uszanowaniem poszliśmy na stronę —
Wtém zegar północ po mieście uderzył.
Słyszym westchnienie ciężkie, przytłumione —
Biegniem do łoża — nieszczęsny już nie żył!

Czy go modlitwa tak uspokoiła,
Czy śmierć tak lekko skończyła cierpienia,
Że twarz tak słodka, tak spokojna była,
Jak gdyby tylko spał snem ozdrowienia! —

Cześć nas obeszła: — jak staliśmy wkoło,
Z krzyżem na piersiach, skronieśmy schylili.
Potém zasłonę rzuciwszy na czoło,
Raz piérwszy jego samym zostawili. —



Ziomku! gdy będziesz śród Rzymian stolicy,
A wspomnisz sobie tę powieść żałoby:
Tam, w Stanisława Świętego kaplicy,
Gdzie gości polskich znajdują się groby,