Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak parostatek ryczy w oddaleniu,
Jak skrzypią liny przy masztach i kółka,
I majtek śpiewa w chmurach jak jaskółka.

Wszystkie te głosy zewnętrznego świata
Przychodzą do nas z jakiejś wielkiej głębi;
Gwar to się zbliża, to znowu od lata,
Nakształt krążących nad chatą gołębi
I z natężenia przechodząc wciąż wpisze,
Rytmem swym śpiewnym do marzeń kołysze.

A w tych marzeniach jesteśmy ptakami,
Które na ziemie patrzają z wysoka...
Szlak swoich lotów wykreślamy sami,
Słuchając zachceń serca albo oka;
Dziś po nad chłodną Bałtyku topielą,
Jutro, gdzie orły gniazda sobie ścielą...

Mgły gęstniejącej biała, mokra fala
Zatapia domy, gasi księżyc złoty;
Lecz, im się bardziej świat od nas oddala,
Tem bliższe siebie są wasze istoty;
Chwilami, patrząc na światła, co bledną,
Zda się nam, żeśmy nie dwoje lecz jedno...

Święte złudzenie! Czyż się w niem nie mieści
Zachwyt najwyższy i siła i szczęście?
Ach! człowiek doszedł głównej bytu treści
Przez takie duchów cudowne zamęźcie;