Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz nieprawda! — Bo i mędrcy, nocą,
Płaczą nieraz nad własną niemocą.

Chciałem wierzyć, że światowe peta
Jej uczuciom wybuchać nie każą,
I że musi chodzić uśmiechnięta,
Marmurowa świecąc ludziom twarzą...
Lecz nieprawda! — bo w cichej ustroni
I światowiec nad światem łzy roni.

I nie mogłem rozwikłać zagadki,
Co w kształt ludzki była obleczona;
Alem poznał, że ten posąg gładki
Nic jest Nioby ani też Memnona...
Że miłosną nie błyśnie on tęczą,
Ani struny w nim żadne zadźwięczą...

..............

Mąż, którego płomienie życiowe
Nieugiętym uczyniły spiżem,
Nosi hardo i piersi i głowę,
I nie jęczy, padając pod krzyżem;
Lecz niewiasta, najbardziej wychłódła,
Musi w oczach dwa żywe mieć źródła.

Pośród dziejów szarego przędziwa,
Jak nić srebrna, błyszczą łez strumienie;
W łzach tych ludzkość ze krwi się obmywa
I roztapia zbyt ciężkie cierpienie,