Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
79.

W tej chwili dwa donośne rozległy się krzyki:
Bas i sopran w duecie. Zaszumiały liście
I z kępy drzew fruktowych, zziajany i dziki,
Jak bomba wypadł... prezes. „Sto djabłów zjedliście!”
Wrzasnął — i pełen w oczach gorącego piekła
Rzucił się, klnąc, na żonę — lecz żona uciekła.

80.

Został Otton — z edenu na ziemię zepchnięty...
„Młokosie! — wpadł na niego prezes — mów mi zaraz
A szczerze, bo sto kijów wsypię ci — nie w pięty...
Coś robił z moją żoną?” Piekielny ambaras
Miał chłopczyna, więc drżący i blady jak mara,
Rzekł cicho: „Chwytaliśmy oboje komara..”

81.

„Jakto? — ryknął Otello — chcesz żartować zemnie?
Ja cię!... ja ci!... ja tobie!..” ale tyle było
Komizmu w twarzy chłopca, że prezes daremnie
Usiłował wybuchnąć. Coś go rozbroiło,
I rzekł tylko: „Młokosie, precz mi z oczu!” Zaczem
Otton za wrota raju wyszedł napół z płaczem.