Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KOWAL.


Dyszą miechy — a pod młotem
Z pod żelaza lecą skry.
Skroń kowala szkli się potem,
A u powiek świecą łzy.

Na kominie żar się puszy,
W całej kuźni huk i gwar;
Lecz w kowala tęsknej duszy,
Jeszcze większy szum i — żar.

W domu chore dziatki, żona —
W pierś się wbija bólów grot.
„Hej do pracy! a nuż skona?”
I w dłoń silniej chwycił młot.

Pobiegł myślą do swej żony,
Dziatwie z serca uścisk dał.
I wciąż młotem kuł — szalony,
Jakby biedę zabić chciał.

„O! jak srogo Panie! Panie!
Tyś mię w chwili dotknął złej!
Choć nad dziatwą zmiłowanie,
Choć nad żoną litość miej.”