Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Robota pilna, nawet mój Boże,
Popłakać nad nią nie można.

Snu ledwie parę godzin zostaje,
Do pracy budź się o świcie!
Aż serce pęka, aż pierś się kraje,
Takież mój Boże to życie! —

I znowu szyje pilna dziewczyna,
Jeno się miga robota.
I znowu jedna mija godzina,
Jutrzenka wschodzi już złota.

Jeszcze ścieg jeden! ręki dołożę,
Głowa na chwilę choć zaśnie!
Jeszcze ścieg jeden! — — a w tem, o Boże!
Ogarek u lampki gaśnie!

Jęknęła biedna — chce wstrzymać ręką,
Tchu w piersiach więcej nie stało!
Słonko ciekawie patrzy w okienko —
Ale już dziewczę nie wstało.

Zakrzewo, 22 Grudnia 1869.