Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Upadł krzyżem i powtarza
U stóp Marji ołtarza:
«Salvavisti nos coeli Regina!»

Paryż, 1845.





GOŚĆ CZECZEŃCA.

Kiedy Car świat podesłał pod stopy,
Gdy król każdy tam czołga i klęka —
Jest lud dziki zdaleka Europy,
Co się carskiej potęgi nie lęka.

Co rok w Gruzji Car wojska swe traci,
A Gruzyjczyk mu niesie podarek:
Haracz strzałą zatrutą mu płaci
W hołdzie, kule posyła z janczarek. —

Bo w tym kraju zakrytym skałami,
Góral, wolność jak matkę miłuje,
I nie wierząc w stosunki z dworami,
Szablą tylko, nie piórem wojuje. —


∗                    ∗

Niezbyt dawno — wieczorną raz dobą,
Śród skał Gruzji, do chaty Czeczeńca
Trzej synowie przywiedli ze sobą
Nieznanego, obcego młodzieńca. —

Gość przybyły wybladłe miał lice,
Smutek z dumą wyglądał mu z czoła,
Ale duże, błękitne źrenice
Połyskały słodyczą anioła!