Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z dwóch braci, co wyszli do kraju obrony,
Już jeden legł śmiercią w powstańczych szeregach;
A luby kochanek, na Sybir pędzony,
Padł może z znużenia w Uralskich gdzieś śniegach!

W milczeniu, w zadumie, błękitny wzrok Zosi
Zatonął w przestrzeniach i błądzi po niebie;
Znać, cichą modlitwą u Boga się prosi
O ulgę dla Polski, dla swoich, dla siebie.

Znów duma i patrzy — aż obłok tam mały
Powoli nadpływa przez jasne błękity —
A obłok tak biały, jak gdyby był cały
Perłami oplecion lub z lilji uwity.

«Obłoku srebrzysty! zkąd płyniesz obłoku?
«Czy niesiesz nadzieję nad kraj ten sierocy?»
— «Zosieńku! Zosieńku! — z Bożego wyroku
«Ja spieszę w te strony od krańców północy.

«Przebiegłem w mym locie gościniec ten krwawy,
«Po którym wciąż stopa przesuwa się polska —
«Tę drogę krzyżową od Wilna, Warszawy,
«Do lodów Irtyszu i pustyń Tobolska.

«Łez dużo tam spadło — lecz Ojciec Niebieski
«Je widział i zliczył — i zesłał anioła,
«Co złożył w mem łonie zebrane te łezki
«I pchnął mnie do biegu i wciąż za mną woła:

«Niech skrzydła je twoje do Polski odniosą!
«Rozsiewaj te perły i dziel po kolei:
«Dla braci, sióstr, matek — niech staną się rosą,
«Co wzmaga wytrwałość i krzepi w nadziei.»

I znikło w błękitach srebrzyste widziadło,
Lecz Zosię ożywia pociecha nieznana —
Coś na kształt balsamu w serduszko jej spadło —
Ah! może to łezka wiernego Stefana!