Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnęła nad ofiarą — zgrzytnęły nożyczki —
I upadł lśniący kosmyk u stóp ofiarniczki.
O! jakże była piękną, gdy po szyi białej
Tych brunatnych pierścieni fale się rozlały —
I spadając na piersi kaskadą ogromną,
Stroiły w czar zalotny, tę postać tak skromną!
O! była to Syrena albo Nimfa grecka,
Lecz z czystością anioła i szczerotą dziecka!
Panicz patrzył milczący, gdy drobne jej palce
Ciemne loczki nad czołem przypinały lalce,
A kiedy już warkoczyk splotła do połowy
Znów wrócił do przerwanej przed chwilką rozmowy
Dowodząc, że to szkoda i myśl desperacka
Dawać tak piękne włosy na dziecinne cacka;
Że lalce, na nic skarb ten nie może się przydać
Bo pod kapelusikiem warkocza nie widać!
A wzrokiem mówił czulej: «Jest ktoś przy twym boku
«Co o takiej plecionce marzy już od roku,
«Coby o ten podarek na kolanach żebrał —
«Coby go kosztem życia z cudzych rąk odebrał,
«Jak cudowny talizman, na piersiach umieścił,
«Biciem serca kołysał, całunkami pieścił!»
Panna patrząc z pod oczka, choć pracą zajęta,
Zrozumiała zapewne nieme argumenta:
Bo jej lica rozkwitły purpurowym blaskiem. —
W tem okno od salonu otwarło się z trzaskiem
I głos matki się ozwał: «Chodź-no moja rybko!»
Panna rzuciła wszystko i pobiegła szybko.


∗                         ∗

I sam Katon by upadł w tych pokus przepaście,
Zwłaszcza gdyby się kochał i miał lat szesnaście!
Nasz Panicz, nowy Tantal, widząc koniec męki,
Zostawioną plecionkę do drżącej wziął ręki.
Był sam — żadne go śledcze nie trwożyło oko,
Więc do ust ją przycisnął i westchnął głęboko;