Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/42

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Pękły im brzuchy, wzdęte z przesycenia,
    Aż im wnętrzności wyszły! Koniec, godny
    Tych, co się żywią własnego plemienia
    Życiem... Rycerza mozół już bezpłodny;
    Sam sobie śmierć zgotował wrogów płód wyrodny.

    Zbliży się k’niemu pani, co z oddali
    Na bój patrzała i powie: «Szczęśliwa
    Snać ci się gwiazda, mój rycerzu, pali!
    Wart jesteś zbroi, która cię okrywa,
    Jakoś nie spoczął, aż odwaga żywa
    Przemogła wroga. Wielką-ś zdobył sławę!
    To pierwsza walka; lecz niejedna-ć wzywa
    Jeszcze przygoda, trudy równie krwawe:
    Zwycięstwem bodajś każdą zakończył wyprawę!»


    Odniósłszy to pierwsze zwycięstwo, jedzie rycerz z towarzyszką swoją w dalszą drogę. W lesie spotykają pustelnika, który ich zaprasza do swojej siedziby:


    Stoi maleńka pustelnika chata
    Na skraju lasu, w cichutkiej dolinie,
    Zdala od zgiełku i od wrzasku świata,
    Który śród wiru walk i trudów ginie.
    Jest i kapliczka święta przy chacinie:
    Tutaj pustelnik szepce swe pacierze
    Codzień — w poranku i zmroku godzinie;
    Obok strumyczek, co swe wody bierze
    Z źródełka ukrytego, w słodkim ciecze szmerze.

    Przybywszy tutaj, ledwie się zmieścili
    W ciasnej izdebce; żadna też biesiada