Przejdź do zawartości

Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ku południowi patrzy i północy,
Duszę ma pełną barw przedziwnej mocy,
W ustach całunków i szeptów tysiące...
I swoje lico nachyli śmiejące
I «któż cię martwi, Safo?» tak mi rzeknie.
«Wszak twoje oczy to pieśń; z ust twych cieknie
Słodka muzyka, tyś więcej ode mnie,
Choć nie omdlewa głos mój, że aż w ciemnię
Świat cały pada, choć szaleją ludzie,
W głosu mojego zatopieni cudzie;
Choć miłość płacze, zmienia się natura
I we śnie wstydu kraśnieje purpura.
Ach! chcesz mnie zabić, by cię nie zabiły
Te pocałunków mych zabójcze siły?...»
I potem do mnie ta serca królowa
W te, uśmiechnięta, odezwie się słowa:
«Ta, co ucieka, teraz idzie rada
Z tobą i słodki podarek ci składa —
Oto całować cię będzie, tak, ona,
Co cię całować nie chciała, spłoniona,
Kiedy całować nie było w twej chęci...»
Ze wszystkich ludzi tyś w mojej pamięci
Jedna jedyna!... Żaliż pieśni moje
Mogą jej serca stłumić niepokoje?
O ty, jak życie dla śmierci, tak droga
I słodka dla mnie, czemuż dzisiaj trwoga
Bije na ciebie przed jej gniewem? Żali
Ona jest bogiem, twórcą morskiej fali
I wieków ziemi? Żali ona tory
Słońcu wyznacza, i w jasne wieczory
Blaski miesięczne po niebie rozpina,
I gwiazd przelewa zdroje, jak zdrój wina?