Jakiż to wieczór letni teraz płonie W twem i mem wnętrzu odblaskiem zdobytej Słodkiej rozkoszy, gdy niebieskie szczyty
Blask łagodniejszy pokrył, kiedy w stronie
Zachodu żary zagasły?... W twem łonie Niech serce bije spokojniej; ukryty W porcie miłości jest nasz duch; spowity
W sen, przeciw troskom pewne znalazł bronie.
Zima nam daje mgliste dni, bogata W mrok, lub je tylko krótkiem słońcem zlewa, Co śniegu strąca pył z nagiego drzewa.
Nasz dzień był duchem promiennego lata; Słońce, dla naszej miłości łaskawsze, Dało nam radość i spokój na zawsze.
BEZ NIEJ.
Czemże jest bez niej połysk jej zwierciadła? Szara toń stawu bez księżyca twarzy; Czem jej strój bez niej? Szmat chmur, co się jarzy
Blaskiem-li wówczas, gdy nań światłość spadła
Miesięczna... Czem są jej ścieżki? Widziadła Dnia, które pomrok opanował wraży: