Spieszcie, gdzie nad nim italskie błękity
Tworzą mogilne sklepienie! gdzie w ciszy
Spoczął, jak gdyby w słodki sen spowity!
Chęcią zbudzenia niech wam pierś nie dyszy:
W zapomnień zginął głębi, nic on już nie słyszy!
Przenigdy w nim już nie zbudzi się życie!
Blady sen śmierci przesuwa się w mroku
Jego grobowca, a u bramy skrycie
Czycha już Rozkład, by przy jego boku
W drodze ostatniej dotrzymać mu kroku!
Prze Głód go wieczny, lecz niepowściągnioną
Wstrzymują Żądzę Żal i Cześć: obroku
Mieć zeń nie będzie, nim go mgły pochłoną,
Nim prawo zmian śmiertelną okryje zasłoną.
Po Adonaisie płaczcie! Marzeń roje,
Namiętnej myśli sługi ogniopióre,
Podobne stadom, które świeże zdroje
Tej jego duszy poiły i które
Karmił muzyką swej miłości, w górę
Już się nie wznoszą, już nie przenikają
Mózgu za mózgiem... Boleści ponure
Łamią je w locie; z żalu opadają
Na serca lód, gdzie ulgi słodkiej już nie mają.