Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czerpie swe barwy, aby ich językiem
Niebo nam głosić, mroki chwały snuje
Nad tym przedziwnym, olbrzymim pomnikiem.
Tu ziemskiej glinie dan jest duch, co czuje;
Tu, gdzie dłoń czasu nad gruzem panuje,
Choć wyszczerbiła swą kosę, potęga
Mieści się wielka, która nas czaruje:
Pałac dzisiejszy żaden jej nie sięga —
Czekać musi, aż mury czas mu porozprzęga.

Ty, co upiększasz nawet śmierć, co w krasie
Przedstawiasz gruzy zwalone, co soki
Świeże do rannych wlewasz serc, o czasie,
Co nasze błędne poprawiasz wyroki!
Probierzu prawdy! Jedyny, głęboki
Mędrcu, gdy wszystko wokół to mędrkosze!
Co nie przepuszczasz win, nie skąpiąc zwłoki,
Czasie, mścicielu! Ku tobie dziś wznoszę
Swe oczy, ręce, serce i o jedno proszę:

Pośród tych zwalisk, gdzieś wzniósł swe ołtarze,
Kościół samotny, lecz tem bardziej święty,
Do większych ofiar weź i moją w darze:
Lat, pełnych troski, acz nie mnogich, szczęty!
Nie słuchaj ty mnie, gdym był zbyt nadęty,
Lecz jeślim szczęście znosił ze spokojem,
A w dumie broń miał przeciwko zawziętej
Złości: żelazo, skryte w wnętrzu mojem,
Niech, godząc, ból wywoła i między ich rojem!

A ty, Nemezis wielka, co na szali
Ważyłaś zawsze wszystkie ludzkie winy: