Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie ofiarują dzikim — myśląc że przez to lepszego doznam od mieszkańców tego domu przyjęcia. Koń dał mi znak abym naprzód wszedł; była to wielka sala z gładką podłogą z gliny w której znajdowały się żłoby i koryta zajmujące całą jednę ścianę. Widziałem tam trzy konie i dwie klacze; nie jadły, co mię najbardziej zadziwiło tylko siedziały; nie mniej dziwiłem się widząc że niektóre zajęte były gospodarstwem. Ten widok wzmocnił mnie w mniemaniu, że naród który potrafił ucywilizować tak bezrozumne zwierzęta, musi być najmędrszym na ziemi. Szary wszedł za mną i uchronił mnie od złego przyjęcia, któregobym może doznał od jego kolegów. Zarżał kilka razy tonem rozkazującym i otrzymał odpowiedź.

Poszedłem z nim do drugiej a z tamtąd mieliśmy iść do trzeciej sali, gdy mi mój przewodnik dał znak abym zaczekał aż powróci i sam wszedł do niej. Przygotowałem podarunki dla pana i pani domu: były to dwa noże, trzy bransoletki z fałszywych pereł, małe zwierciadełko i naszyjnik ze szklanych paciorków. Koń zarżał dwa lub trzy razy: