Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pnie wyrzeczonych, gdyż bezwstydny ten człowiek starał się wszelkiemi sposobami nakłonić kapitanów do wrzucenia mnie w morze, a gdy tego uczynić nie chcieli z powodu danego mi słowa, wymógł na nich przez swoje namowy i uporczywe nalegania, że jeszcze okrutniej ze mną postąpiono niż gdyby mi byli życie odebrali.

Ludzie moi podzieleni zostali na oba statki korsarskie, a szalupa ludźmi ich została uzbrojoną, mnie zaś postanowiono puścić w małem czółnie żaglami i wiosłami opatrzonem na morze, dając mi tylko na cztery dni żywności. Kapitan japoński był jednak tak łaskaw podwoić mi żywność z własnych zapasów i nie pozwolił mnie obdzierać. Musiałem więc wsiąść w czółno, podczas gdy mnie Holender na pokładzie stojący, obarczał wszelkiemi przekleństwami i najzelżywszemi słowami, jakich tylko jego język mógł mu dostarczyć.

Godzinę przedtem, nimeśmy korsarzy zobaczyli, robiłem na moim statku postrzeżenia i znalazłem, żeśmy się pod 46tym stop. północnej szerokości, a 183 długości znajdowali. Jakem już cokolwiek od korsarzy był oddalony, zobaczyłem przez perspektywę w południowo-wschodniej stronie kilka wysp. Wiatr był bardzo pomyślny, rozwinąłem więc żagle w zamiarze dostania się do jednej z nich, co mi się też szczęśliwie w przeciągu trzech godzin udało. Wyspa ta była całkiem skalista. Znalazłszy jednak między skałami wiele jaj dzikich ptaków, zrobiłem ogień za pomocą