Przejdź do zawartości

Strona:Podróże Gulliwera T. 1.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozwoliła bym ją w jej lektyce o pare łokci od tej wystawy trzymał, ażeby mogła widzieć dokładnie wszystkie te manewra. Szczęściem żaden przypadek nieprzerwał zabawy J. C. Mości, raz tylko wierzgnął koń pod jednym kapitanem, rozdarł chustkę, i utknąwszy w rozdarciu nogą, padł z jeźdźcem. Zaraz ich podniosłem, dziurę zasłoniłem ręką, i całe wojsko jakem wstawił tak i napowrót zsadziłem. Koń któren padł, wywichnął sobie lewą tylną nogę, jeździeć jednak niedoznał żadnego szwanku. Naprawiłem chustkę jak mogłem, lecz trwałości jej nieśmiałem już więcej na próbę wystawiać.

Pare dni poźniej Cesarz był w bardzo wesołym humorze. Wydał rozkazy ażeby wszystkie wojska w stolicy i jej okolicach rozłożone, w pogotowiu były do rewji, mnie zaś prosił ażebym stanął jak kolos, rozkraczywszy nogi jak mogłem najszerzej. Potem kazał swemu generałowi, sędziwemu i doświadczonemu żołnierzowi, ażeby wojska uszykował jak do boju i maszerował pomiędzy moje nogi: piechota po dwudziestu czterech, a jazda po szesnastu w szeregu, z bębnieniem, rozwiniętemi chorągwiami, i podniesionemi pikami. Wojsko to, złożone było z trzech tysięcy piechoty i tysiąca jazdy. Pod karą śmierci przykazane było, ażeby żołnierze w czasie marszu jak najprzyzwoiciej względem mnie zachowywali się: to jednak nieprzeszkodziło niektórym młodym oficerom do patrzenia w góre wczasie przechodu, a wyznać muszę, że moje spodnie w nienajlepszym były stanie, i dały im powód do częstego śmiechu.