Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XV.

W więzieniu kamyszłowskiem siedział starzec, który zamordował własne dziecko na ofiarę Bogu, naśladując patryarchę Abrahama. Straszny jego fanatyzm rozwijał się czytaniem biblii; nie mogłem się dowiedzieć jakiej sekty był wyznawcą. Zastałem w tutejszem więzieniu kilkunastu rekrutów Polaków. Posłani byli do wojska w Syberyi, tam ucieczką ratowali się od nienawistnej służby, lecz na nieszczęście nie daleko uciekli, wpadli w ręce policyi i osadzeni zostali w więzieniu. Wynędzniałe i wychudłe postawy, twarze wybladłe i oczy zapadłe wiele mówiły o ich cierpieniach. W więzieniu byli zawsze razem z sobą; mnie jako ziomka przywitali z otwartem sercem, a w długiej rozmowie wynurzyli swoje uczucia: tęsknotę do kraju i nienawiść do Moskwy. Biedni a nieszczęśliwi! smutna przyszłość, która jak paszcza rozwarła się przed nimi, pochłonie ich, zetrze i prowadząc trudną a przykrą koleją znikczemnić może i spodlić nareszcie. Ileż to ludzi traci Polska przez pobory rekruckie, którzy albo już nigdy nie wracają do kraju, lub wracają zepsuci przez Moskali! W wojskach moskiewskich rozrzuceni po różnych miejscach carstwa służy około 200,000 Polaków, kontyngens ogromny, który Polska wydawać musi na zatracenie, jak niegdyś wydawała ludzi na pożarcie dla smoka wawelskiego.
Kiedyż się zjawi drugi Krakus i uwolni nas od tego smoka, który rok rocznie tylu ludzi nam zabiera, niszczy, psuje, podli; który skrzydłami swojemi słońce cywilizacyi przed nami zakrywa; który znosi nasze szkoły, pozbawia nas mowy