Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

«Kapitan kazał pana prosić, żebyś pozwolił okuć się na przestrzeń 9 wiorst, albowiem przechodzić będziemy przez gęsty las; kapitan daje słowo, skoro się tylko las skończy — uwolnić pana od łańcuchów.»
Zdziwiła mnie prośba człowieka, przyzwyczajonego do gburowskiego i samowładnego obejścia się z podwładnymi a zarazem i sposób jej wyrażenia.
Prośbę przyjąłem jako rozkaz, bo wiedziałem, że w razie przeciwnego przedstawienia z mojej strony prośba zamieni się w rozkaz, a w końcu przymuszą mnie do posłuszeństwa.
Nie czekając więc rozkazu usłuchałem prośby, podałem ręce podoficerowi, który ściągnął je łańcuchem i zamknął kłódką pozwolił mi wsiąść na podwodę, do której mnie przykuł innym łańcuchem.
W lesie spotkaliśmy oddział rekrutów tatarskich gnanych do Moskwy. Rysy mają dzikie, z wystającemi szczękami, twarze płaskie, nos w osadzie spłaszczony i mały, oczy czarne, wysadzone na wierzch i osłonięte owalną linią powiek; cera ciemna, wzrost krzepki i mierny, siła muskułów znaczna, w fizyonomii przebija się pokora krnąbrna, brak samodzielności i duchownego wyrazu; ruch leniwy, ale pewny, — uderza w postawie tych niegdyś panów Moskwy, którzy dzisiaj szli na służbę upokorzonego przez ich ojców rządu i będą w wojsku moskiewskiem, jak byli w wojsku Batego wiernymi niewolnikami i postrachem cywilizacyi.
Las, który mógł mnie do ucieczki zachęcić, jak myślił Wasiliew, rzeczywiście był gęstym i wspaniałym. Odwieczne grube dęby szeroko rozkładają potężne konary i wynoszą w powietrze przepysznie ulistnione korony; leszczyna usiadła pod ich zielonym stropem i osłania ich poważne pnie. Uroczy cień dębów rzuca pomrokę gotyckich świątyń na polanki, na których stoją samotne szałase kordonujących Tatarów.
Przy drodze tu i owdzie dymią się ogniska a w około nich siedzą Tatarzy będący na kordonie. Głowy mają ogolone, ubiór z granatowej kitajki, podarty i osmolony, na przechodzącą partyą spoglądają bez żadnej ciekawości, całkiem zajęci piekącym się na drewnianym rożnie baranem.
Przebyliśmy las — i Wasiliew nad moje spodziewanie do-