kogo do cytadeli, odgłosem trąbki ogłaszając swój przejazd; dalej furman krzykiem i batem popędza ledwo wlokące się szkapy; transport zaś moskiewskich kibitek wiezie do Warszawy herbatę i anyż, lud przy nim uderza podróżnego cudzoziemczyzną. Powozy, karety, landary z tłumokami na tyle, zaprzężone dzielnemi końmi, woźnica i lokaje w liberyach; przez szkło karety widać otyłego śpiącego pana, ładne chichoczące blondynki i jakąś starą obwiniętą w białe chusty i zasłony — boi się zapewne wpływu świeżego powietrza. Otóż chłopek w białej siermiędze, w słomianym kapeluszu, pogania małego konika, a het! a het! a dalej, wiezie siano do miasta; inny znowu drzewo, a inny wiezie «swoją» do kościoła, wystrojoną w jasne perkale i w czerwone korale. Pieszego ludu jeszcze więcej na drodze.
Biłgorajscy sitarze spoczęli pod drzewem, sita obok nich złożone na ziemi, oni zaś śpią zdrożeni; miło spojrzeć na tych ludzi, pełne, rumiane twarze, okryte długiemi włosami, pokazują zdrowie ciała i duszy; pracowici, przemyślni i przedsiębierczy, wędrują co rok w dalekie i różne strony obszernego naszego kraju, czasem puszczają się w sąsiednie ziemie. Nie rzadko spotkać się z ich towarem można na targach Moskwy, Woroneża; głos rodzinnej rozmowy ciągnie do nich rodaka, którego los zagnał w te kraje. Zwędrowawszy dalekie ziemie, wracają do swego Biłgoraja z pełnym trzosem, bo w drodze żyją oszczędnie i rozumnie, nie trwoniąc napróżno grosza; tęskne choć przyzwyczajone do ich nieobecności żony, witają przybywających, dzieci skaczą do gościńców — kiedyż to ja powrócę do rodzinnego kąta?
Z okolicznych wsi, co siedzą na polankach sosnowych borów, lud wiejski: gospodarze i parobcy, kobiety i dziewki w słomianych kapeluszach lub czerwonej chustce na głowie, z rankiem skoro tylko «słoneczko śliczne oko, dnia oko pięknego» spojrzy z wysokiego nieba i powita promieniem każdą roślinkę, każdego robaczka, wychodzą z domów na pola zielone, na role piaszczyste z włodarzem i ekonomem, który w długim surducie, w wielkim kapeluszu, na koniu z batogiem, podobny jest zupełnie do starosty starej sielanki Szymonowicza.
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/37
Wygląd
Ta strona została skorygowana.