Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
III.

Dzisiaj od samego rana gorąco; pomimo tego kapitan kazał mi ubrać się na drogę według formy, to jest wziąźć grube sukienne spodnie, półkożuszek barani a na to płaszcz rekrucki. Zapięty i spocony długo znowuż na ulicy czekałem na kapitana; wyszedł przecież, podszedł ku mnie i przemówił, pocieszając mnie przyszłością, awansem i tym podobnemi widokami, przymuszenie zaś do wdziania kożucha w czas upału wytłumaczył instrukcyą, która chce, żeby rekruci i latem szli w kożuchach! Nie odpowiadałem na jego pociechy, ani na tłumaczenie barbarzyńskiego przymusu; ludzie podobni do niego sądzą, że awans i szlify, do których zresztą nie mam żadnego prawa, mogą zagoić zmęczone uczucia, zabliźnić i zatrzeć sponiewieranie, zastąpić sumienie, wolność i obowiązek dla ojczyzny. A jednak są ludzie i jest bardzo wielu takich, którzy za blaszkę na piersiach, za sztych złota na ramieniu wyrzekają się pierwotnych uczuć, odstępują od cech narodu a wreszcie zupełnie się go wypierają, tłumią, i oszukują niedorzecznemi sofizmami swoje sumienie, a to wszystko dla nikczemnej zapłaty, dla błyszczących szlif, dla podlej obawy i zniewieściałej wygody. Boże! w chwili wyjścia w niebezpieczną drogę wygnania i przymusowej służby proszę o moc duszy i stałe wypełnianie obowiązków dla Polski, żeby mnie ani przymus nie przemienił, ani gwałt nie zmusił, ani błyszczące obietnice nie uwiodły, ani żadne mędrkowania nieprzyjaciół nie przekonały, ani nędza nie popchnęła ku nim! Żebym zawsze, zawsze Boże mój! był czystym, niesplamionym, korzystnym dla