tera ściganego, niegdyś miłego sąsiada a teraz pogardzanego, odpychanego i wyrzuconego ze społeczeństwa człowieka.
Żona została przy grobie, uspokajała męża, to ręce załamywała a sercem czuwała i słuchała, czy nie grozi jakie niebezpieczeństwo. Mąż nie płakał dawno; bóle, rózgi, pałki już mu wypędziły wszystkie łzy, zahartowały go i zepsuły, do serca wprowadziły myśli usprawiedliwiające kradzież, a które przez zbieg trudnych okoliczności mogły poprowadzić do zbrodni. Utraciwszy wolność, cnotę, szczęście, prawa, ustawicznie gnany, choć zepsuty nieszczęściem, nie pozbawił się miłości żony i dzieci, i przez to jedynie przywiązanie zasłużył na nasze współczucie. Niezdolny już do płaczu — zapłakał; boleść była zbyt wielką i poruszyła dobrą stronę jego serca; płakał i zapomniał o wszelkiem niebezpieczeństwie. Żona zachowała więcej zastanowienia i czuła, na jakie niebezpieczeństwo mąż się naraził: jej ucho wytężone chwytało każdy szelest, szum drzewa. Naraz zakrzyczała: «uciekaj! idą, łapią, uciekaj!» Zagrodowiec nagle przyprowadzonym został do przytomności, wypuścił trupa z ręki, sztywne członki uderzyły o zmarzłą ziemię i stoczyły się do dołu mogilnego; potem jak zwierz ścigany skoczył dezerter za płot cmentarza i pobiegł w głąb boru, zostawiając ślady stóp na miękkim śniegu. Kobieta prawie bez życia, zziębnięta i przestraszona upadła na kolana, nachyliła się i bez myśli i czucia spoglądała na ciało w grób wpadłe.
Po pewnym przeciągu czasu wszedł na cmentarz wójt gminy z pachołkami, stanął obok kobiety i zapytał o męża. Nie słyszała zapytania i nie odpowiedziała; szturchnięta w plecy drgnęła i spojrzała na niego zimnym wzrokiem, którego nie zniósł złośliwy wójt, bo mu poruszał sumienie i targał serce; przejął się litością i kazał biedną odprowadzić do domu. Nazajutrz zaś przyszedłszy do zwykłego urzędowego usposobienia, zebrał obławę i puścił się przez bór śladem dezertera.
Śnieg utrudzał drogę, obława z psami, z hukiem, zwolna się tylko posuwała; drugi oddział obławy wyszedł na drogę, która okrążała i w połowie bór przecinała; trzeci zaś oddział, z drugiej strony boru, wziął się na lewo od kierunku tejże drogi.
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/103
Wygląd
Ta strona została przepisana.